"WCHODZI DUCH - przeczytaj recenzję"

"Zobaczycie, jak mnie zabraknie!".
Najnowsza premiera Weroniki Szczawińskiej o niepewnych siebie mężczyznach i powrotach trudnych wspomnień.
Duchy nie istnieją - uspokaja szóstka duchów na początku spektaklu "Wchodzi duch". Co nie oznacza, że widma przeszłości nie mogą nas nawiedzać przez całe życie - można pomyśleć na koniec spektaklu.
Choć scenariusz Weroniki Szczawińskiej i Piotra Wawra jr jest autorski, to sytuacja jest na wskroś szekspirowska i czerpie z najsłynniejszego dramatu w dziejach, a raczej jego pierwszego aktu. Hamlet spotyka ducha.
W spektaklu wystawionym w Teatrze im. Jaracza w Olsztynie duchami są poniekąd wszyscy. Nie zobaczymy ich twarzy. Przypomina się film "A Ghost Story" Davida Lowery’ego z 2017 roku, w którym Casey Affleck przez prawie cały czas występuje skryty pod przypominającym prześcieradło kostiumem ducha. W olsztyńskim spektaklu Milena Gauer, Agnieszka Giza-Gradowska, Marta Markowicz, Marcin Kiszluk, Wojciech Rydzio i Piotr Wawer jr też zostają pod białym płótnem przez całe przedstawienie.
Jeśli jednak "A Ghost Story" było o przemijaniu, melancholii i żałobie - "Wchodzi duch" jest przede wszystkim o relacjach rodzinnych W spektaklu "Wchodzi duch" dużo istotniejsze bowiem niż to, że po prostu wchodzi duch, jest to, że wchodzi duch ojca.
I tak w spektaklu Szczawińskiej powracające w dziewiętnastowiecznym, nobliwym tłumaczeniu Józefa Paszkowskiego frazy z "Hamleta" zderzają się z cytatami z ojców polskich. Czyli: lawinami wygłaszanych przez aktorów zapętlonych ojcowskich powiedzonek, powracających w nieoczekiwanych momentach męskich refrenów. "Dupa Jasiu, pierdzi Stasiu", "nie pierdol, bo rodzinę powiększysz", "Co się polepszy, to się popieprzy".
Część z tych fraz służyć miała zagadywaniu braku komunikacji i niepokoju, porażek i nieobecności. Im dalej wchodzimy we "Wchodzi duch", tym bardziej intymne i opowiedziane wprost stają się snute ze sceny historie, aż do rozdzierającej, samotnej sceny Piotra Wawra jr w finale, w którym teatralna forma oparta na powtórzeniach i zakłóceniach tyleż rozbija emocjonalność przekazywanej opowieści, co go wzmacnia.
Zasłonięte białym płótnem aktorskie sylwetki stają się jak ekran - każdy może zobaczyć na nim swój własny problem z ojcem, usłyszeć w przywoływanych refrenach echa własnej życiowej melodii. Zawieszony gdzieś między komedią a terapią grupową, "Wchodzi duch" składa się z serii gier, wyzwań, trafnych obserwacji i dosadnych żartów.
"Wchodzi duch". Reżyser jak Bóg-Ojciec
Figura ojca staje się u Szczawińskiej figurą teatralnego patrona. W końcu, jak mówi tytuł najgłośniejszej ostatnio wydanej książki o teatrze, teatr jest jak rodzina. Tyle że patologiczna.
W Olsztynie na scenie stają zatem anonimowi teatralni ojcowie: mistrzowie, dyrektorzy i reżyserzy, z którymi aktorzy spotkali się na swojej drodze. Pojawia się wspomnienie podstaw poważnej, męskiej reżyserii: "No to Marcinek, musisz pomóc koledze! No ale Piotruś reaguj na niego! Spójrzcie na siebie! Po męsku weź! Ale tak między facetami! I tekst, zapierdalaj tekst!".
I znów katalog aforyzmów: od dowcipnego "Nie mów słucham, bo cię wyrucham" po rozczarowane przemianami współczesnego świata: "Teraz to już nic nikomu powiedzieć nie można".
Nie sposób nie zauważyć, że najgłośniejsze w ostatnim roku zakończenie dyrekcji teatru - odejście Jana Englerta z Narodowego - zwieńczyło się obsadzeniem przez Engerta własnego wizerunku w roli Ducha Ojca Hamleta w tegorocznym "Hamlecie". Zdjęcie portretów starego króla o twarzy dyrektora Teatru Narodowego było w tamtym spektaklu punktem wyjścia do katastrofy o skali, nawet jeśli nie kosmicznej, to przynajmniej narodowej - w końcu szekspirowską Danię w Narodowym w finale zajmuje ktoś przypominający Putina. Trudno o bardziej kwiecisty przykład narcyzmu polskich elit kulturalnych.
"Zobaczycie, jak mnie zabraknie!" - to też powtarzany we "Wschodzi duch" stary refren ojcowskiego szantażu. W najnowszej olsztyńskiej premierze nie ma oczywiście słowa o "Hamlecie" z Narodowego, ale widmo tamtego spektaklu można tu odczuć bardzo wyraźnie.
"Wchodzi duch". Od wygłupu do wzruszenia
"Wchodzi duch" nie jest jednak spektaklem o patologiach w instytucjach kultury, a raczej o maskowaniu męskiej słabości, o powidokach i długofalowych skutkach tego maskowania.
W teatrze Weroniki Szczawińskiej często czarny humor i wyrafinowana, a niekiedy zarazem zaskakująco prosta forma, łączą się z bardzo osobistą, intymną wręcz perspektywą.
Można tu przypomnieć "Onko" z TR Warszawa (2021), w którym autobiograficzna opowieść o chorowaniu na raka piersi splatała się w stand-upowej formie ze społeczną krytyką. Albo "Nigdy więcej wojny" z Komuny Warszawa (2018), gdzie zmieniające się pamięć o II wojnie światowej pokazana jest przez zapętlane z płyty winylowej, powtarzane wyśpiewywane przez aktorów, rozbijane na pojedyncze słowa - opowieści własnej babci reżyserki. Wreszcie, "Po prostu" według dramatu Piotra Wawra seniora (2019), w którym mowa o śmierci najbliższej osoby z powodu błędu lekarskiego. We "Wchodzi duch" z kolei w ciągu godziny od atmosfery wygłupu przechodzimy do ściśniętego gardła, a od kwaśnej środowiskowej anegdoty - do goryczy autoterapeutycznego wyznania i do wzruszenia.
Reżyseria: Weronika Szczawińska. Dramaturgia: Piotr Wawer jr. Scenografia, kostiumy: Marta Szypulska. Reżyseria świateł: Monika Stolarska. Muzyka: Aleksandra Gryka. Premiera 30 maja 2025, Teatr Jaracza w Olsztynie, Scena Margines.
Spektakl powstał jest koprodukcją Teatru im. Stefana Jaracza w Olsztynie oraz Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego - już w sierpniu będzie miał premierę na Festiwalu Szekspirowskim w Gdańsku.
Witold Mrozek
Dziennikarz działu kultura "Wyborczej", pisze o polityce kulturalnej, teatrze i pograniczu sztuki i życia społecznego. Pochodzi z Bytomia, studiował w Krakowie, mieszka w Warszawie. Pisze doktorat o performensach wokół postaci Papieża-Polaka.
Źródło: https://wyborcza.pl/7,112395,32009176,co-sie-polepszy-to-sie-popieprzy-tak-strasza-ojcowskie-duchy.html#wyborcza-no-paylock