Wyobraź sobie, że to wydarzyło się naprawdę

Młoda dziewczyna skarży się na silny ból brzucha, więc wraz z matką jedzie do szpitala. Tam zostaje zlekceważona przez personel. Zaczyna krwawić, a po pobieżnym badaniu dowiaduje się, że była we wczesnej ciąży i właśnie poroniła. Policjanci obecni na oddziale – towarzyszący więźniowi przywiezionemu z urazem głowy – zaczynają się nią interesować. W szpitalnej toalecie odnajdują płód. Dokumentacja medyczna dziewczyny krąży między personelem a policją. Pojawiają się na niej kolejne notatki, które zniekształcają obraz sytuacji: zapis sugeruje, że była w zaawansowanej ciąży, którą celowo przerwała. Ze szpitala nie wraca więc do domu, lecz trafia do aresztu. Zostaje skazana za dzieciobójstwo na osiem lat pozbawienia wolności. Z więzienia wychodzi dopiero po niemal trzech latach, uniewinniona dzięki heroicznym działaniom prawniczki, która w czynie społecznym broniła jej przed sądem. Traumatyczna walka dziewczyny z opresyjnym prawem i arbitralną biurokracją nie doprowadza tylko do jej uwolnienia, lecz skutkuje także zmianą przepisów, które dotąd kryminalizowały aborcję. W tym momencie bohaterka spektaklu „Wszyscy jesteśmy Belén”, który na podstawie reportażu Any Eleny Correi został zaadaptowany przez Martynę Wawrzyniak i wyreżyserowany przez Katarzynę Minkowską w Teatrze im. Stefana Jaracza w Olsztynie, zwraca się do każdego i każdej z nas, mówiąc: „wyobraź sobie, że to wydarzyło się naprawdę, i to w twoim kraju”.

Takie przeniesienie nie jest szczególnie trudne. Historia walki o legalną, darmową aborcję, która w Argentynie zakończyła się zmianą prawa, dokonaną w 2020 roku, silnie rezonuje z protestami przeciwko restrykcyjnym regulacjom antyaborcyjnym, trwającymi w Polsce od 2016 roku. Analogiczna jest także symboliczna i realna przemoc doświadczana przez kobiety żyjące w społeczeństwach poddanych autorytetowi Kościoła katolickiego, w których zakorzenione są konserwatywne wartości. Choć twórczynie i twórcy spektaklu nie rezygnują z argentyńskich realiów, w których kontekście prezentują przedstawioną historię, nie pozwalają, by publiczność zapomniała o polskiej rzeczywistości. Aluzyjnie nawiązują do klauzuli sumienia, umożliwiającej lekarzom odmowę wykonania świadczenia sprzecznego z ich przekonaniami, czy do przedkładania życia płodu nad inne wartości, co w sytuacjach zagrożenia zdrowia i życia matki doprowadziło w ostatnich latach do śmierci wielu Polek. Tragiczne historie – wcale nie mniej wstrząsające ani mniej niewiarygodne niż ta, która stała się udziałem dwudziestopięcioletniej Belén – rozpalały polskie media i wyprowadzały na ulice tłumy protestujących. Lecz tu, chociaż przyczyniły się do zmiany władzy w kraju, nie doprowadziły do zmiany obowiązującego prawa.

W olsztyńskim spektaklu próby zaangażowania widzów i przeniesienia historii z odległej Argentyny do naszych realiów nie ograniczają się tylko do retorycznych analogii. Minkowska konfrontuje swoją publiczność z sytuacją, w której Belén mogłaby być jedną z nas. Kilkanaście minut przed rozpoczęciem przedstawienia, jeszcze zanim zajmiemy wygodne miejsca na widowni, w foyer rozgrywa się intro, wprowadzające w dramatyczną historię bohaterki. Dziewczyna (Agnieszka Rajda), która w trakcie opowiadanej później historii, za namową swojej obrończyni, przedstawiać się będzie jako Belén, snuje się po teatralnym korytarzu, przypominając oczekujących na spektakl widzów i widzki. W pewnym momencie mdleje, a po ocknięciu się narzeka na ostry ból brzucha. Ktoś wzywa pogotowie. Po jego przybyciu opryskliwy sanitariusz (Marcin Kiszluk) bagatelizuje objawy wskazane przez dziewczynę, którą traktuje jak dziecko. Protekcjonalnie nazywa ją śpiącą królewną i odsyła „do domciu”. Po chwili publiczność zasiada na widowni, bezpiecznie oddzielona od minimalistycznie urządzonej sceny. Jej – niemal puste – wnętrze w kolorze mdłej zieleni (scenografia: Łukasz Mleczak) imitować będzie wrogie instytucje publiczne – szpital, więzienie i sąd.

Minkowska i Wawrzyniak przepisują reportaż Correi, prowadząc narrację na dwóch planach, w których wiele scen toczy się równolegle. W jednym opowiedziana zostaje historia Belén: od zasłabnięcia i wizyty w szpitalu, gdzie stwierdzono poronienie, przez aresztowanie oraz pobyt w więzieniu, aż po oczyszczenie z zarzutów i wyjście na wolność. Przeplata się on z planem drugim, na który składają się rozmowy pisarki Any (Marzena Bergmann) i Soledad Dezy, przez przyjaciółki nazywanej „Sole” (Milena Gauer). Fabularyzacja narracji w interesujący sposób odsłania ludzkie oblicze medialnej sprawy. Agnieszka Rajda ukazuje ufność, nieśmiałość i zagubienie kreowanej przez siebie Belén, ale wzbogaca ją także młodzieńczą zadziornością oraz stopniowo rosnącą walecznością. Ukazuje zwykłą kobietę, która staje się symbolem walki o wolność własną i wolność wszystkich kobiet, a równocześnie jest przytłoczona tą rolą. Spektakl dookreśla też postaci, które w adaptowanej książce pojawiają się jedynie marginalnie: dobroduszną, ale nieco nieporadną matkę Belén (Barbara Prokopowicz), transpłciowego chłopaka skazanego za zabicie matki (Maciej Cymorek), a także policjantów, lekarzy i pielęgniarki czy prawników i prawniczki. Aktorzy i aktorki obsadzone w drugoplanowych rolach, tworzą dość stereotypowe postaci – protekcjonalnych, znajdujących się u władzy mężczyzn (Kiszluk) oraz kobiety: agresywne jak adwokatka z urzędu (Agnieszka Giza-Gradowska) lub wspierające, lecz nieskuteczne, jak policjantka Candela (Aleksandra Kolan). Mimo rezygnacji z psychologicznego pogłębienia postaci spektakl pozwala lepiej wyobrazić sobie absurd i okrucieństwo sytuacji, jakich doświadczyła Belén, niż reportaż Correi.

Postaci Any i Soledad zbudowane są na zasadzie przeciwieństwa. Początkowo nieco wycofana, wstrząśnięta historią Belén pisarka zaprzyjaźnia się z ekscentryczną, pewną siebie adwokatką, której jaskrawozielone ubrania silnie kontrastują z szarością więziennych uniformów (kostiumy: Jola Łobacz).Gauer bezbłędnie gra niejednoznaczną, irytującą postać Soledad. Choć jej postawa okazuje się zbawienna dla Belén, prawniczka dba przede wszystkim o to, by pochwały pod jej adresem wypowiadane były do mikrofonu i słyszalne przez wszystkich. To egocentryczna karierowiczka, która przy każdej okazji podkreśla swoją przynależność do organizacji Katoliczki za Prawem Decydowania o Sobie.

Sceny Sole i Any przedstawiają sytuacje istotne z ich perspektywy – moment, w którym prawniczka zdecydowała się bronić dziewczyny, albo noc, podczas której obie, wraz z feministycznymi dziennikarkami, pracowały nad pierwszym artykułem opisującym sprawę. Klamrę spektaklu tworzą sceny spotkania autorskiego po publikacji książki Correi, podczas którego zarówno autorka, jak i adwokatka zachowują się niczym celebrytki korzystające z niespodziewanej sławy. Jedyny moment, gdy wydają się autentyczne, to scena, w której opowiadają o swoich aborcjach. Choć determinacja grupy kobiet, a przede wszystkim prawniczki, doprowadziła do uwolnienia Belén, postaci Any, Soledad, dziennikarki Celiny De La Rosal (Kolan) oraz ich współpracownic, przez większość czasu wydają się karykaturalne w swoim egzaltowanym zaangażowaniu i rażącej sztuczności. Zwłaszcza w momentach, kiedy wzdychają „jakie to wszystko straszne”, relaksują się podczas jogi i popijają „dripa z arabiki z adaptogenami”. Choć są poruszone, pozostają na zewnątrz prezentowanej historii: wydają się oderwane od zdarzeń pierwszego planu, a ich wydumane, intelektualne dialogi – w przeciwieństwie do prostego i naiwnego, ale szczerego monologu matki Belén – budzą raczej politowanie.

Jedna z ciekawszych decyzji Minkowskiej i Wawrzyniak wynika z tego, że bohaterska waleczność feministek, tak podkreślana i mitologizowana w książce, w spektaklu zostaje zneutralizowana i ukazana jako klasowy przywilej. W tej perspektywie zdajemy sobie sprawę, że biednej i niewykształconej Belén odebrano prawo do walki oraz sprawczego decydowania o sobie. Twórczynie podkreślają tak klasowy wymiar problemu, wskazując na jego złożoność, wobec której powierzchowne hasła siostrzeństwa i solidarności kobiet okazują się niewystarczające. Zmieniając pierwszy człon polskiego tytułu książki Correi z „wszystkie” na „wszyscy”, nie tyle poszerzają krąg osób, których dotyczy przedstawiona historia, ile urealniają obraz wspólnoty: w obliczu wrogiego systemu prawnego ubogą dziewczynę z małego miasta więcej łączy z osobami homoseksualnymi, transpłciowymi i innymi przedstawicielkami i przedstawicielami mniejszości z niższych klas niż z policjantką wyższego szczebla czy mieszkającymi w stolicy feministkami po studiach. Sposób ukazania życia Any, Soledad i ich koleżanek jako równoległej rzeczywistości skłania do refleksji nad tym, z jakiej pozycji każde z nas wchodzi w historię opowiadaną na olsztyńskiej scenie.

Minkowska po raz kolejny udowadnia, że potrafi prowokować głębokie zaangażowanie emocjonalne publiczności w sceniczną narrację. Jej wcześniejsze spektakle – jak „Cudzoziemka” z Teatru Polskiego w Poznaniu (2021) czy „Kiedy stopnieje śnieg” z TR Warszawa (2024) – osadzone raczej w tradycyjnej konwencji obyczajowej, oparte na czytelnej fabule i psychologicznie wiarygodnych postaciach, sugerowały zwrot ku nowemu ujmowaniu realizmu w polskim teatrze. We „Wszyscy jesteśmy Belén” charakterystyczny dla reżyserki realizm i psychologizm zostają przełamane strategiami dystansującymi od świata przedstawienia. Należą do nich: alternatywna rama narracyjna z budzącymi ambiwalentne uczucia postaciami Any i Soledad; piosenkowe i taneczne interludia (muzyka: Wojciech Frycz, choreografia: Krystyna Lama Szydłowska); częste wtrącenia w języku hiszpańskim, podkreślające geograficzną obcość w zestawieniu z serialową familiarnością Argentyny, a także łączenie naturalistycznych scen, takich jak krwawe poronienie, z komizmem wielu dialogów i sytuacji, co kontrastuje z tragizmem prezentowanej historii, lecz go nie rozmywa. Dystans, ograniczający łatwy, pokrzepiający optymizm, przyczynia się do spotęgowania tragizmu opowieści. Wymusza refleksję odnoszącą się do kapitału, jaki zyskują jedni, i ceny, jaką za społeczne przemiany płacą inni.

Zachowanie równowagi pomiędzy zaangażowaniem w losy Belén a dystansem wobec sposobów opowiadania jej historii jest jednym z największych atutów spektaklu Minkowskiej. Dowodzi, że twórczynie z dużą mądrością podchodzą do książki Correi. Udaje im się uniknąć sentymentalizmu, do którego prowokuje emocjonalny wymiar opowieści. Choć zespół aktorski znakomicie tworzy sugestywne postaci, a sceny – jak protest „Ani Jednej Mniej”, z udziałem osób w białych maskach, zwielokrotnionych w projekcji wideo (Janusz Szymański) – są poruszające, przedstawienie nie wyciska łez. Wartość olsztyńskiego spektaklu polega na sprawnym połączeniu wstrząsającego tematu z atrakcyjną formą oraz chłodnym, a zarazem wnikliwym komentarzem odnoszącym się do przedstawionych sytuacji. Minkowska nie szantażuje emocjonalnie swoich widzów i nie żeruje na skojarzeniach z polskim kontekstem Czarnych Protestów, które odbywały się dokładnie w momencie, gdy Belén została uniewinniona, a prawo w Argentynie zmienione. Rzeczywista historia, choć brzmiąca niemal nierealnie, zostaje tu przetworzona w fikcję służącą laboratoryjnemu sprawdzaniu możliwych scenariuszy dla naszej rzeczywistości. Wyobraźmy więc sobie, że pewnego dnia wydarzy się to naprawdę – tu gdzie mieszkamy, w Polsce.

Wszyscy jesteśmy Belén

Najbliższe spektakle