“Życie poza historią to niebezpieczne złudzenie.” Weronika Szczawińska realizuje spektakl w Teatrze w Olsztynie
Weronika Szczawińska jest kolejną reżyserką, która przyjęła zaproszenie Pawła Dobrowolskiego, nowego dyrektora olsztyńskiego teatru, do realizowania na jego scenie spektakli dotykających lokalnych spraw. Ceniona twórczyni przygotowuje przedstawienie na podstawie powieści niemieckiego pisarza Waltera Kempowskiego „Wszystko na darmo".
Przemysław Gulda: Dlaczego jako punkt wyjścia dla swojego najnowszego spektaklu wybrałaś właśnie tę powieść?
Weronika Szczawińska: W swojej praktyce teatralnej zajmowałam się kiedyś dosyć mocno tematami pamięci i historii. Potem trochę wyhamowałam z wycieczkami w przeszłość, ale niestety, historia nie daje o sobie zapomnieć i ciągle ma dla nas jakieś mroczne przypominajki. Powieść Waltera Kempowskiego, pierwszy raz wydana po polsku w ubiegłym roku, stała się dla mnie idealną odpowiedzią na zaproszenie dyrektora Pawła Dobrowolskiego do jego programu dla olsztyńskiego Teatru Jaracza. Akcja „Wszystko na darmo” rozgrywa się w fikcyjnym majątku gdzieś pomiędzy Olsztynem a Elblągiem, sięga do trudnej, niewygodnej historii tych terenów i prezentuje jej wyjątkowo intensywny epizod z perspektywy całkowicie niemieckiej. Bardzo interesujący wydał mi się ten filtr obcości i tabu, który oddziela nas od opisanych w powieści wydarzeń — dzięki temu dystansowi można, paradoksalnie, lepiej zobaczyć pewne zbieżne wątki współczesne, jak lęk przed wojną czy zwykła, codzienna podatność na społecznie usankcjonowane zło.
Co cię najbardziej zainspirowało?
- Niezwykle inspirujący teatralnie wydał mi się sposób, w jaki Kempowski skonstruował swoją powieść. „Wszystko na darmo” łączy w sobie domową intymność z epickim rozmachem. Autor stosuje też takie zabiegi językowe, dzięki którym bohaterki i bohaterowie są zawsze połączeni z rodzajem wspólnego zasobu językowego, w ten sposób widzimy, jak ukształtowało się ich myślenie. To wszystko jest ogromnym wyzwaniem dla teatru — ale dlatego wydało się i mnie, i Piotrkowi Wawrowi jr, który jest dramaturgiem i współreżyserem spektaklu, fantastycznym wyzwaniem.
Jak patrzysz, jako osoba z krwi i kości z Wiślanii, na tę typowo „odrzańską” historię rodem z Warmii i Mazur? Czy dostrzegasz na co dzień tę opisaną ostatnio przez Zbigniewa Rokitę linię między dwoma rodzajami polskiej tożsamości i historii?
- Jestem z Warszawy, moja rodzina, przynajmniej w ostatnich pokoleniach, pochodzi z szeroko pojętego Mazowsza. Z młodości nie przypominam sobie jakichś szczególnych rozmów w tym temacie, że w Polsce, w wyniku skomplikowanej historii, tożsamości ludzi i ziem potrafią być bardzo złożone. Kiedy zaczęłam podróżować za pracą jako reżyserka, w okolicach 2007 roku, przeżyłam szok — chociaż to może zabrzmieć naiwnie. Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo w miastach, wsiach i miasteczkach czy to Warmii, czy Dolnego Śląska prześwituje ta przeszłość, te ślady dawnych krain i cywilizacji, czasem zapomniane, a przecież leżące na wierzchu. Zrozumienie tego, niewypieranie, jest dla mnie bardzo ważne — stąd też, po części, sięgnięcie po książkę Kempowskiego. Historia naszej części Europy jest potwornie trudna i warto na nią patrzeć także z niewygodnej perspektywy, z którą nie możemy i nie chcemy łatwo się identyfikować.
Co wasz spektakl doda do nowej opowieści o Warmii i Mazurach, tworzonej w ostatnich miesiącach w olsztyńskim teatrze?
- Powieść Kempowskiego, a w konsekwencji także nasz spektakl, podążają za opowieścią z życia niemieckich mieszkańców regionu zimą 1945 roku — i chyba wyłączność tej perspektywy stanowi o naszej specyfice. Autor w niesamowity sposób łączy ostrą krytykę swojego społeczeństwa ze zwykłą empatią: nie ma wybaczenia dla ideologii nazistowskiej, ale jednocześnie pokazuje społeczne mechanizmy, przez które była możliwa, a ponadto przywraca pamięć o wydarzeniach, dla których bardzo długo nie było miejsca w oficjalnych narracjach Europy — codzienne życie podczas II wojny światowej i exodus niemieckich cywili. To perspektywa wciąż trudna, wymagająca uważności w opowiadaniu, żeby czegoś nie uogólnić. Natomiast, jak już zaznaczałam — inscenizacja „Wszystko na darmo” nie jest dla nas historycznym obrazkiem z życia regionu, ale próbą stworzenia spektaklu, w którym przeszłość nawiedza teraźniejszość. To też fantazja, w której polscy twórcy teatralni fantazjują o Niemcach z lat czterdziestych i zastanawiają się, co dla nich z tej fantazji wynika.
To opowieść zawieszona między wielką historią a historią osobistą. Bliżej której z nich będzie twoje przedstawienie?
- Pracujemy nad przedstawieniem, o którym lubię myśleć jako o „domowej apokalipsie". U Kempowskiego wielka historia jest zawsze widziana z punktu codziennego doświadczenia, języka, ciała, obyczajów. Nie ma pomiędzy tymi dwoma trybami sprzeczności, natomiast autor nie operuje abstrakcjami czy metaforami, pokazuje historię przeżywaną, w działaniu. Temu podejściu pozostajemy wierni i doprowadzamy je w pewien sposób do ekstremum.
Czy będzie w tym projekcie miejsce na tematy często powracające w waszych spektaklach, takie jak np. świadomość ekologiczna czy potrzeba budowania wspólnoty?
- We „Wszystko na darmo” trochę zajmujemy się ciemnymi stronami mechanizmów wspólnotowych. Kiedy pewne wątki traktuje się wybiórczo, np. próbuje oddzielać kulturę od innych wątków społecznych, albo definiuje wspólnotę w jeden, usztywniony sposób, powstają bardzo niebezpieczne i potencjalnie mordercze iluzje. Co do ekologii — nie ma jej tu w takim wymiarze, o jakim wspomniałeś, ale mogłabym przewrotnie odpowiedzieć, że jeśli ekologia jest o relacjach, także pomiędzy ludźmi a nie-ludźmi, to język teatralny naszego spektaklu opiera się właśnie na intensywnym spotkaniu ludzi i rzeczy. To brzmi trochę zagadkowo, ale wiąże się z tym pewna niespodzianka dla widzów.
Jednym z wątków powieści jest próba życia poza historią, poza tym, co dzieje się w świecie. Czy to było możliwe wtedy? Czy jakkolwiek jest możliwe dziś?
- Myślę, że powieść Kempowskiego pokazuje życie poza historią jako niebezpieczne złudzenie, które zasila rozwój ideologii. I myślę, że to jest przestroga również i dla nas dzisiaj. Bardzo rozumiem potrzebę odłączenia się, wyjścia z przebodźcowania informacjami — ale historia wydarza się tak czy inaczej, przenika wszystkie poziomy naszego życia. I lepiej mieć tego świadomość.
Innym ważnym motywem, mocno rezonującym i dziś, jest kwestia odpowiedzialności zbiorowej. Jak uciekać od myślenia takimi kategoriami?
- Nie wiem, jak uciekać — myślę, że warto często o tym myśleć. O tym, w jaki sposób w mikroskali można jednak brać odpowiedzialność za rzeczy.
Kolejny raz pracujesz z Mileną Gauer. Co wyjątkowego jest w waszej artystycznej relacji?
Współpracujemy od 2007 roku, a nasza relacja od początku przekraczała typową relację reżysersko-aktorską. Łączy nas wspólnota języka teatralnego, który budowałyśmy razem, wspólna odpowiedzialność za wytwarzanie znaczeń, a wreszcie wieloletni, rozwijany w kolejnych spektaklach projekt scenicznej refleksji nad performowaniem i reprezentowaniem kobiet w teatrze. Ten wątek jest także obecny we „Wszystko na darmo”, chociaż w nieco zabawny sposób — myślę, że takiej roli Milena jeszcze nie grała w naszych wspólnych spektaklach. Chciałabym jednak podkreślić, że w przypadku tego przedstawienia Milena nie odgrywa centralnej roli. „Wszystko na darmo” tworzy zespół aktorski w składzie Milena Gauer, Agnieszka Giza, Radek Hebal, Marcin Kiszluk, Ola Kolan, Wojtek Rydzio i Zuza Wicka, ucząca się w przyteatralnym Studium. Jestem ogromnie szczęśliwa z tego spotkania, olsztyńscy aktorzy zachwycają mnie swoją etyką pracy i wszechstronnym warsztatem, który sprawia, że praca nad spektaklem wskakuje od razu na wyższy poziom.