Sontag: rozbite lustro
”Susan Sontag” nie jest klasycznym przedstawieniem biograficznym, lecz teatralnym kolażem, który przybliża postać słynnej intelektualistki w sposób niestandardowy. To przedstawienie, które nie tylko prowokuje, ale również zmusza do refleksji nad nieuchwytnością Sontag jako postaci, której życie i twórczość niełatwo zamknąć w prostych narracjach. Zamiast opowiadać o niej w sposób linearny, twórcy posługują się fragmentarycznością, którą Sontag sama ceniła w swojej pracy z obrazami i tekstami. Spektakl przybiera formę eseju, zapraszając widza do aktywnego poszukiwania sensów ukrytych w migawkach z życia pisarki i jej twórczości.
W centrum przedstawienia znajdują się fotografie, które stanowią portrety nie tyle samej Sontag, co jej idei. Obrazy te stają się punktem wyjścia do prób zrozumienia jej filozofii. Aktorzy, w tym Milena Gauer w głównej roli, wcielają się w te kadry, nie starając się ich wiernie odtworzyć, lecz nadając im nowe życie. Stylizacja ta nie jest jedynie formalnym zabiegiem – to sposób zmierzenia się z koncepcją „obrazów” w twórczości Sontag, ich nieuchwytnością i ambiwalencją. Przyglądanie się temu na scenie staje się metaforą poszukiwania prawdy o samej pisarce, a zarazem o nas samych – bo jak mówiła Sontag, obraz nigdy nie jest neutralny, zawsze nosi w sobie historię i interpretację.
Milena Gauer buduje postać Sontag nie poprzez jej kopiowanie, ale przez tworzenie przestrzeni, w której widz może dostrzec napięcia, sprzeczności oraz różnorodność – elementy pogłębiające poczucie nieuchwytności postaci. Tytułowa bohaterka nie jest tutaj monolitem; wręcz przeciwnie – zostaje przedstawiona jako figura zbudowana z fragmentów, z różnych ról, które przybierała, i idei, które się zmieniały.
Całość zyskuje głębię dzięki choreografii Anny Szopy, która w niezwykle zmysłowy sposób uwydatnia fizyczność i emocje – te aspekty, które zwykle nie pojawiają się w tradycyjnych biografiach intelektualistek. Ruch staje się narzędziem wyrażania tego, co nie zostało wypowiedziane słowami, co w tym przypadku stanowi kluczowy element spektaklu. Takie podejście sprawia, że przedstawienie staje się niemal fizycznym doświadczeniem myślenia o Sontag – przestaje być suchą, akademicką analizą, a zmienia się w pełne pasji, momentami intensywne przeżycie teatralne.
Nie sposób nie zauważyć, jak aktualne pozostają wątki związane z tożsamością, seksualnością oraz relacją między ciałem a intelektem – kwestie, które Sontag poruszała w swoich esejach, ale także te, które dotykają współczesnych problemów. To, jak twórcy spektaklu podkreślają queerowy wymiar życia Sontag, sprawia, że postać ta objawia się nam nie tylko jako intelektualistka, ale również symbol walki o tożsamość, o widzialność, o prawo do inności. Jest to komunikat, który zyskuje na sile dzięki fizycznej obecności aktorów na scenie.
Co istotne, spektakl nie daje gotowych odpowiedzi i nie zamyka tematu Sontag w łatwej, przyswajalnej formule. To przedstawienie, które zaprasza widza do własnej refleksji, skłaniając do pytań o to, co widzimy, co rozumiemy i co pozostaje ukryte. To sztuka, która mówi o tym, jak postrzegamy świat, jak interpretujemy obrazy i jak wiele w tej interpretacji zależy od naszej wrażliwości.
Sztuka Jakimiak i Atmana jest więc zarówno hołdem dla Sontag, jak i próbą uchwycenia jej ducha. To teatr, który łączy świeżość, emocjonalność i zmysłowość z intelektualną głębią. Dla mnie olsztyńskie przedstawienie to udane połączenie tego, co ulotne i efemeryczne – podobnie jak sama Sontag.