Inne twarze Maryi Panny
Polski teatr, a przynajmniej ta jego odnoga, która od lat stara się rewidować przeszłość i przywracać głos bohaterkom kobiecym, dotąd pozostającym na obrzeżach narracji historycznych, wiele zawdzięcza Jolancie Janiczak i Wiktorowi Rubinowi. To właśnie ci artyści, jako jedni z pierwszych, zaczęli pisać i prezentować sceniczne „przeciw-historie”. Poprzez przypominanie tego, co w oficjalnej wersji przeszłości zapomniane, i opowiadanie alternatyw wobec znanych wydarzeń historycznych pokazywali, jak rozproszona, zależna od wiedzy władza wpływa na zbiorową pamięć – na przykład wytwarzając szkodliwe mity na temat płci, umacniające przemocowy system kontroli nad ciałami kobiet. Podejmując tematy historyczne, ukazywali ciągłość wielu ich wątków, obecnych we współczesnych dyskursach, przekonaniach i fantazmatach. Cielesność i seksualność, uwikłane w relacje władzy i języka, były tematem zrealizowanego przez nich, herstorycznego tryptyku o słynnych władczyniach, który przebojem wprowadził ich do pierwszej ligi polskiego teatru („Joanna Szalona; Królowa”, 2011; „Caryca Katarzyna”, 2013; „Hrabina Batory”, 2015). W kolejnej dekadzie, nie rezygnując z charakterystycznych dla siebie tematów, częściej oddają głos mniej znanym, zajmującym znacznie mniej uprzywilejowaną pozycję społeczną, a przez to także bardziej niewidzialnym postaciom z przeszłości. W spektaklu „I tak nikt mi nie uwierzy” (Teatr im. A. Fredry w Gnieźnie, 2020) Janiczak i Rubin opowiadali o męskiej dominacji i kontroli nad ciałami z perspektywy spalonej na stosie kobiety oskarżanej o czary, a w „Mrowisku” (Teatr im. A. Fredry w Gnieźnie, 2022) – o służących będących ofiarami systemu klasowego, przemocy seksualnej i ekonomicznej.
Podobnie jest w przypadku przedstawienia „Nie smućcie się. Ja zawsze będę z Wami”, które zrealizowane zostało w Teatrze im. Stefana Jaracza w Olsztynie. Janiczak i Rubin zastosowali tu, charakterystyczną dla swojej twórczości, strategię ukazywania postaci dotąd niewidzialnych i nagłaśniania ich – niesłyszanych dotychczas – głosów. Historia Justyny Szafryńskiej i Barbary Samulowskiej – urodzonych w drugiej połowie XIX wieku kobiet pochodzących z warmińskiej wsi Gietrzwałd, które wstąpiły do zakonu po tym, jak ukazała im się Matka Boska – pozwoliła na zaprezentowanie skrajnie odmiennych postaw wizjonerek wobec doświadczonego przez nie powołania. W pełni oddana zakonnym obowiązkom przyszła święta Barbara (Aleksandra Kolan) bez problemu odnalazła się w nowej rzeczywistości (gotowa, by „być narzędziem lub pustym naczyniem”; akceptująca „wyznaczony temat refleksji i rozmowy”), Justyna zaś (Milena Gauer) odeszła ze zgromadzenia, co skazało ją na zapomnienie. Kontrastowa prezentacja głównych bohaterek, a także portrety innych postaci, takich jak bezrefleksyjnie wypełniająca swoją rolę siostra przełożona (Barbara Prokopowicz) czy dziedzicząca traumę matki córka Justyny, Anna Marie (Marta Markowicz) pozwalają ukazać różnorodne konsekwencje bezrefleksyjnego zawierzenia religijnym fantazmatom oraz opresję wpisaną w strukturę Kościoła katolickiego. Interesujący twórców „Nie smućcie się. Ja zawsze będę z Wami” motyw zacofania polskich zakonów żeńskich (które nie załapując się na unowocześniające Kościół katolicki reformy Soboru Watykańskiego II w latach 60. XX w., zdają się utrzymywać archaiczne praktyki i zwyczaje) poszerzony został przez temat usankcjonowanego sprawowania kontroli nad tym, co mogłoby zagrozić patriarchalnym strukturom kościelnym.
Wątek opresyjnej kontroli sugerowany jest scenografią Łukasza Surowca. Otoczona przez widownię scena, na początku wyobrażająca wnętrze klasztoru, a potem mieszkanie Justyny, przypomina panoptikon. W pokojach bez ścian nieustannie obserwowane i dyscyplinowane za niesubordynację, funkcjonują – pozbawione własności, praw i prywatności – bohaterki spektaklu. Wydzielona jedynie prętami – niemal pusta, umeblowana tylko pryczą i klęcznikiem oraz ozdobiona głazem przypominającym o konieczności ciągłego udręczenia – cela Justyny stanie się w dalszej części spektaklu pokojem jej córki, której życie, naznaczone doświadczeniem matki, także wypełnione będzie modlitwą, kontrolą oraz ciągiem wyrzeczeń i umartwień. Dojrzewająca w zakonie, nieprzystosowana do życia poza nim Justyna podejmie decyzję o odejściu ze zgromadzenia, mentalnie jednak nigdy nie zdejmie habitu. Dwustronny kostium autorstwa Marty Szypulskiej – dzięki któremu założony na lewą stronę habit będzie strojem również w jej późniejszym życiu – jest prostą, ale trafną metaforą kondycji głównej bohaterki.
Justyna przypomina postaci z głośnego reportażu Marty Abramowicz „Zakonnice odchodzą po cichu”, opisującego historie kobiet, które opuściły zakon. Podlega podobnym do opisanych w nim zasadom życia w zakonnych murach, doświadcza przemocy i samotności, a po odejściu, całkiem nieprzystosowana, musi mierzyć się z trudami codzienności. Wstępując do zakonu jako bardzo młoda osoba, była bardziej przerażona niż zaszczycona doświadczonym cudem. A także podatna na manipulację czy – jak mówi w spektaklu matka przełożona – na działania mające „odpowiednio ją ukształtować”. Delegat apostolski (Radosław Hebal) przypomina dziewczynce: „Od tej chwili nie należysz do siebie”. Jej codzienne aktywności, relacje, w które wchodzi zarówno z osobami w zakonie, jak i poza nim, a nawet wybory lekturowe podlegają ścisłej kontroli. Jej codzienność, podobnie jak życie bohaterek Abramowicz, ograniczona zostaje do ciężkiej pracy, modlitw i umartwiania się. Łączy je też narastające poczucie winy: przekonanie, że źle wypełniają swoją misję. Historia Justyny po opuszczeniu zakonu także wpisuje się w schemat: zostaje wymazana z pamięci zgromadzenia, a jej odejście staje się tematem tabu. Z trudem odnajduje się w życiu poza klasztornymi murami – największe kłopoty sprawia jej podejmowanie decyzji i wszelkie formy kontaktu fizycznego z innymi ludźmi. Kolejna relacja, w którą angażuje się, biorąc ślub, również oparta jest na zależności. Opresyjne doświadczenie przekazuje też córce, dziedziczącej jej lęki i nawyki. Słowa siostry przełożonej – „można uciec z zakonu, ale zakon z ciebie nie ucieknie” – wracają do niej jak klątwa.