Sojuszniczki

Nie przejmuję się tym, że łzy leją mi się na sweter, bo dziewczyna w fotelu obok też pociąga nosem i szuka chusteczek w torebce. Ten spektakl ogląda się ze ściśniętym gardłem, a jednocześnie nie brakuje w nim humoru i teatralnej widowiskowości. Minkowska nie zapomina o nadziei.

Na dwa dni przed premierą Wszyscy jesteśmy Belén w Teatrze im. Stefana Jaracza w Olsztynie Archidiecezja Warmińska wydała oświadczenie, w którym poinformowała, że wielu katolików zwróciło się do niej, wyrażając zaniepokojenie i sprzeciw wobec sposobu, w jaki na grafice promującej spektakl przedstawiono wizerunek Najświętszej Maryi Panny Częstochowskiej. Archidiecezja zaapelowała do organizatorów życia kulturalnego Warmii, „aby w swoich działaniach uwzględniali wrażliwość religijną mieszkańców regionu”. Na plakacie przedstawienia w reżyserii Katarzyny Minkowskiej rzeczywiście widzimy zarys postaci z jasnogórskiego obrazu, a tym, co zraniło uczucia religijne części Warmiaków, jest zapewne biała maska umieszczona na twarzy Maryi oraz wydrapana twarz małego Jezusa.

Tymczasem spektakl nie tylko w żaden sposób nie atakuje religii, ale na dodatek przedstawia katolików jako sojuszników w walce z niesprawiedliwością. Sojuszników, którzy wzięli sobie do serca przykazanie o miłości bliźniego. Tak chrześcijańskiego przedstawienia nie widziałam od dawna. Z tym zastrzeżeniem, że spektakl odwraca znaną z Polski narrację katolickiej troski o ochronę życia i w jej centrum stawia nie dziecko, lecz matkę.

Reżyserka wraz z dramaturżką Martyną Wawrzyniak opowiadają historię Belén, Argentynki aresztowanej w 2014 roku za samoistne poronienie, dwa lata później skazanej pod zarzutem „zabójstwa na szkodę osoby najbliższej”. Podstawowym materiałem literackim jest reportaż Any Eleny Correi, argentyńskiej dziennikarki i aktywistki pod takim samym jak spektakl tytułemW przedstawieniu wykorzystano jednak typowy dla Minkowskiej język teatru psychologicznego i zmieniono perspektywę. Jedną z głównych bohaterek jest autorka książki. I to jej oczami oglądamy tę opowieść.

Zaczyna się od sceny w szpitalnej izbie przyjęć w San Miguel de Tucuman. Dyżurują tu nie tylko pracownicy służby zdrowia, ale także funkcjonariusze policji. To oni przyjmują pacjentów i kierują ich na badania. Policjant przyprowadza zakutego w kajdanki chłopaka, pielęgniarka prosi, aby go rozkuł. „Tu jest pacjentem” – mówi. Z prawej strony sceny widzimy pomieszczenie przypominające recepcję, do którego wchodzą pielęgniarki. W tle gra taneczna muzyka latino.

Minkowska operuje wieloma planami jednocześnie. Na scenie kręci się sporo ludzi, wymieniających krótkie komentarze. Naszą uwagę ma jednak przykuć kobieta, która wydaje się czegoś szukać. Siada w różnych miejscach, przygląda się lekarzom i policji, wchodzi do łazienki. To właśnie Ana Elena Correa (Marzena Bergmann). Pisarka próbuje wyobrazić sobie sytuację, która wydarzyła się tutaj przed kilkoma laty. W końcu do poczekalni wchodzą matka (Barbara Prokopowicz) z córką (Agnieszka Rajda), którą boli brzuch. To Belén.

Matka jest zdenerwowana i zmartwiona, obwinia dziewczynę o to, że zjadła za wiele słodyczy. Nie przestaje mówić nawet wtedy, gdy córkę przyjmują lekarze. Następnie wydarza się ciąg tragicznych zdarzeń, które doprowadzają do aresztowania: dziewczyna ledwo przedostaje się do łazienki, tam dochodzi do poronienia, którego nie zauważa. Wychodząc, dostaje krwotoku, wraca do szpitalnego łóżka, lekarz wykonuje badanie i informuje, że dziewczyna poroniła samoistnie. Mężczyzna odmawia przeprowadzenia łyżeczkowania macicy z powodów etycznych. Gdy ma to zrobić lekarka, do sali wchodzi policjantka, pytając, czy leży tu pacjentka, która miała krwotok, bo w toalecie znaleziono martwy płód. Lekarze nie dochowują tajemnicy lekarskiej. Rozpoczyna się koszmar, który ma trwać trzy lata. Dziewczyna jest w szoku, jeszcze przed chwilą nie miała pojęcia, że jest w ciąży, a teraz oskarżają ją o morderstwo. Nikt jej nie słucha i nikt jej nie wierzy. Belén zaczyna płakać. Płacze długo i przeszywająco, na tyle długo, że możemy do niej dołączyć. Tuż przed trafieniem do aresztu spotyka życzliwą policjantkę (Aleksandra Kolan), która radzi, aby w więzieniu nie dała sobie wmówić, że jest winna. Odbiór widzów i widzek wzmacnia wyświetlany w tle sceny obraz z kamery skierowanej na twarze bohaterek.

Nie przejmuję się tym, że łzy leją mi się na sweter, bo dziewczyna w fotelu obok też pociąga nosem i szuka chusteczek w torebce. Czy powinnam o tym pisać w recenzji? „Wydaje mi się, że jednym z osiągnięć feminizmu – pisała sama Correa – jest to, że kobiety przestały wstydzić się płaczu. Obraz kobiety, która nie zachowuje się jak profesjonalistka, tylko gna do łazienki, by wypłakać się z dala od spojrzeń kolegów z pracy, przeszedł do lamusa. Soledad, Celina, Noe i Luli [aktywistki, które podjęły się poprowadzenia i nagłośnienia sprawy – przyp. autorki] wypłakały morze łez, odkąd poznały historię Belén. Jednocześnie dokonywały małej wielkiej rewolucji”.

Ten spektakl ogląda się ze ściśniętym gardłem, a jednocześnie nie brakuje w nim humoru i teatralnej widowiskowości. Minkowskiej nie chodzi jedynie o łzy i cierpienie. Gdy atmosfera zanadto gęstnieje, reżyserka wpuszcza powietrze. W jej teatrze najczęściej służą do tego stopniowo narastająca elektroniczna muzyka Wojciecha Frycza i choreografie Krystyny Lamy Szydłowskiej. Ten sam pomysł inscenizacyjny, który znamy już z Mojego roku relaksu i odpoczynku (Teatr Dramatyczny w Warszawie, 2022), z każdą kolejną realizacją zdaje się bardziej efektowny i wzmocniony znaczeniowo. Ale dystans jest wprowadzany także przez wątek reporterki. Po szpitalnej scenie dołącza do niej Soledad Deza (Milena Gauer), prawniczka i działaczka feministyczna, członkini organizacji Katoliczki za Prawem do Decydowania o Sobie, która w pewnym momencie przejęła sprawę Belén i doprowadziła do uniewinnienia dziewczyny. Soledad i Ana Elena spotykają się na rozmowie promującej książkę. Od tej chwili sceny z ich spotkania przeplatają się z dalszą historią skazanej dziewczyny.

„O losie Belén zadecydowało to, że była biedna” – mówi ktoś w pewnym momencie. W pierwszej części przedstawienia, do momentu pojawienia się Soledad, obserwujemy, jak zawodzą instytucje i osoby, które powinny bronić sprawiedliwości. Kredyt zaciągnięty przez matkę i siostrę na wynagrodzenie dla poleconego adwokata kobiety spłacają jeszcze po wyjściu Belén z więzienia. Prawnik okazuje się oszustem. Scena jego spotkania z matką uwidacznia klasowe nierówności, patriarchalny system i wynikające z niego przekonania, ale też zwyczajne, ludzkie łajdactwo.

Widzimy przerażoną losem córki kobietę, która wstydzi się prawniczych gabinetów. Staje uniżona przed wykształconym mężczyzną, a następnie zostaje odarta z nadziei i oszukana. Szczytem szczodrości ze strony śpieszącego się na tenisa adwokata jest zaproponowanie kobiecie szklanki wody, bo nic więcej nie może dla niej zrobić – przynajmniej zanim dostanie więcej pieniędzy. „Jak dla mnie to się kwalifikuje na dożywocie” – rzuca w pośpiechu. Barbara Prokopowicz jest fenomenalna w roli matki. Portretuje kobietę, której życie nie dało narzędzi, aby radzić sobie w takich sytuacjach, a jednocześnie jest gotowa zrobić wszystko, żeby chronić swoich bliskich. Obrończyni z urzędu (Agnieszka Giza-Gradowska), która ostatecznie zajmuje się Belén, nie jest lepsza od kolegi z palestry. Przed sądem mówi, że dziewczyna dopuściła się przestępstwa, ale w momencie popełnianej zbrodni była niepoczytalna. Wpisując się w inną patriarchalną narrację, robi z Belén wariatkę.

Więzienie, do którego trafia bohaterka, wygląda jak szpital, tyle że z piętrowym łóżkiem. Ostatecznie te dwa miejsca okazują się dla bohaterki tym samym. W scenografii Łukasza Mleczaka dominują metalowe elementy: kraty po dwóch stronach sceny, drzwi, krzesła i łóżko.

Po wydanym wyroku ośmiu lat pozbawienia wolności sprawę Belén przejmuje wreszcie Soledad. Dziewczyna pisze później: „Rok po powrocie mogę tylko dziękować Bogu i moim aniołom. Kto powiedział, że anioły nie istnieją? Mogę potwierdzić, że jest inaczej. I wiecie co? Ja mam aż cztery anioły”. Pojawienie się Soledad w życiu Belén Minkowska pokazuje niczym zesłanie takiego anioła stróża. Kobiety, mimo że się nie znają, wpadają sobie w objęcia i pozostają w długim, przyjacielskim uścisku. Różni je kapitał kulturowy i ekonomiczny, ale od tego momentu Soledad nazywa Belén królową i przywraca jej nadzieję na wolność. Prawniczka spotyka się także z matką dziewczyny i obiecuje pomoc bez wynagrodzenia. „Nawet gdyby to nie było poronienie, pani córka nie powinna być w więzieniu”. Posiadanie wiedzy i pieniędzy wiąże się z odpowiedzialnością za słabszych, którzy ich nie mają – przekonują twórczynie, portretując Soledad i inne kobiety, które pomogły uwolnić Belén, jako nieustraszone i bezinteresowne bohaterki. Choć same chodzą w kolorowych ciuchach, są gotowe wspierać dziewczynę ubraną w szary, więzienny kombinezon (kostiumy Jola Łobacz). Minkowska w przeciwieństwie do Anny Smolar w Kobiecie samotnej wybiera opowieść, w której można liczyć na międzyklasowe sojusze.

Kobiety zaangażowane w sprawę Belén wykorzystują wszelkie dostępne im zasoby. Rozpowszechniają informacje w mediach, docierają do pracownika ONZ, organizują Ogólnokrajowy Marsz na Rzecz Uwolnienia Belén. Spektakl wspaniale chwyta siłę i moc, z jaką Argentynki krzyczały na protestach: „Ani jednej więcej!”. W pięknej i mocnej scenie ostatniego strajku nad protestującymi w białych maskach i zielonych chustach unosi się obraz Matki Boskiej, czuwającej nad wszystkimi kobietami – matkami i niematkami. W Argentynie kobiety zjednoczyły się i broniąc Belén, wywalczyły prawo do aborcji. W roku ich tryumfu my również byłyśmy na ulicach, protestując przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego. Wydawało się wówczas, że naszego głosu nie można zbagatelizować, tymczasem dziś wspomnienie protestów wiąże się z poczuciem przegranej. Kobiety w Polsce są lekceważone bez względu na to, która z mainstreamowych partii rządzi. Jedźcie więc do Olsztyna, bo to nie tylko najlepszy teatr, jaki można dziś obejrzeć, ale i świadectwo: zmiana jest możliwa.

Teatr im. Stefana Jaracza w Olsztynie, Wszystkie jesteśmy Belén Any Eleny Correi, reżyseria Katarzyna Minkowska, adaptacja, dramaturgia Martyna Wawrzyniak, scenografia Łukasz Mleczak, kostiumy Jola Łobacz, muzyka Wojciech Frycz, choreografia Krystyna Lama Szydłowska, reżyseria świateł Jędrzej Jęcikowski, wideo, multimedia Janusz Szymański, premiera 28 listopada 2025.

 

Adrianna Wolińska
Doktorantka Uniwersytetu Łódzkiego, absolwentka studiów magisterskich Wiedzy o Teatrze w Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie oraz studiów licencjackich produkcja teatralna i organizacja widowisk na Uniwersytecie Łódzkim. Współpracuje z Instytutem Teatralnym im. Zbigniewa Raszewskiego w Warszawie. Publikowała w „Dialogu”, „Czasie Kultury” i „Czasie Literatury”.

Wszyscy jesteśmy Belén

Najbliższe spektakle